wtorek, 7 października 2008

Jaś i Małgosia.

- Małgorzato, ty źle gotujesz.

Młody mężczyzna wsiorbywał kluski z rosołu za pomocą otworu gębowego - bo tak można określić to co zafochowana krzywizna twarzy uczyniła z jego ustami. Nie była to rzeźba z serii zupa była za słona, ani nawet podałaś mi za dużą łyżkę a talerz nie ten fajny w zielone kółka, komponujące się idealnie z okami tłustego wywaru z koguta. Raczej wynikała z pewnej wewnętrznej dysproporcji uwalnianej podczas z niesmakiem obserwowanego drugiego dania.

- To mi burzy cały światopogląd - rzekł mlaszcząc językiem pozbawiającym właśnie górne jedynki listka pietruszki.

- No co ty, Janku... - smutno wyszeptało dziewczę miętosząc w delikatnych rączętach koniuszek ściereczki w niebieską krateczkę i zieloną plamę.

Jasio odstawił talerz z rozpapraną pietruszką.

- to mnie destabilizuje - zaczął po długim milczącym dziobaniu ziemniaków - nie pasuje do siebie takie jedzenie, nie może być tłusty rosół z chudą polędwiczką... do rosołu pasuje takie coś ociekające tłuszczem... o - spojrzał wreszcie w jej oczy poprzez szpikulce widelca - tłusta kura! Tłustą kurę się je z rosołem a nie taki suchar... to można zjeść z pomidorówką na bulionie cielęcym knohhh.

- nie smakuje ci? - spytała kobietka z trwogą, nie przestając miętosić rąbka ściereczki.

- To nie może tak po prostu smakować...

Małgorzata rzuciła ściereczkę na stół, plamą na wierzch, zerwała się z taboretu i wybiegła z kuchni, po chwili wróciła porwała ściereczkę, przycisnęła do mokrych oczek i wybiegła już na dobre.

- Skarbie zaczekaj, jeszcze nie skończyłem - zaczął mówić do ścierki a skończył do głupowato zezujących sęków w stole.

Jak to możliwe, przecież w gazecie stało jak nic! Starannie zaprojektowana dieta dla twojego grubaska i dla ciebie, tak było w tej mądrzejszej, a może ta mądrzejsza to właściwie ta głupsza? Obie były takie wiarygodne. Żyła dokładnie według niej, a może właśnie według tej drugiej i wszystko było jak należy szczęście zagościło w ich związku, jakie cudowne srebrne szczęście z gwieździstych nocy... A co jeżeli i on je czytał? Choć wszystko wskazuje, że żyli według jednej, tylko której, jeżeli on właśnie zapragnął żyć według tej drugiej i „żryj ile wlezie, ona i tak cię kocha”. Nie! to obleśne! Więc już teraz wszystko będzie robił według tej drugiej, tylko której? Która była pierwszą, która drugą...?

Małgorzata szlochała w ściereczkę powiększając łzowym namoczeniem zieloną plamę. Od czasu do czasu ukazywał jej się mokry obraz poradnika rasowego dziewczęcia.

Katastrofa. To znaczy, że on wcale nie chce żyć, tak jak jej się wydawało, że mogłaby... mogłaby żyć jak inni i być tak zadowolona ze wszystkiego jak ta pani na obrazku. Tak fajnie mogłoby się wszystko układać, tacy byli by wreszcie normalni... misiu-misiu. Ale nic z tego .On nawet nie czytał tych gazet co ona, tylko te wprost przeciwne. Marzenia o normalności tylekroć zapijane przy każdej okazji… utonęły. Pochłonęła je woda zrobiona z mózgów miliardów kobiet... Wszystkie były takie fajne i ona chciała być taka fajna, robić dobrze swojemu chłopcu, jeść fajne jedzenie, być fajnie chudym patykiem, mówić w fajnym języku i w ogóle być fajnym. Być fajną razem z nim.

Brak komentarzy: