wtorek, 7 października 2008

BARBULIS MASSER GIVERTY

Mam dla ciebie bardzo dużo pięknych słów, ale jestem tylko małym pomarańczowym kwiatem paproci, który pomylił sobie drogi do domu, bo w przydrożnym rowie, po lewej stronie rośnie jedna trzecia dziupli.

Została sama tylko dziupla a właściwie jedna jej trzecia, ponieważ sołtys wsi Majgapciów wraca, co sobotę wcześnie, gdy szarzeje i późno, gdy noc blaknie już zmęczona świeceniem nad spokojnym snem małżonki jego.

Jego Ona – małżonka w niedzielę z teściową swoją robi na rosół obiad, a później teść ogryza – bez zamlaśnięcia – tłustą szyję koguta, by sołtys mógł się wyspać.

Wokół chałupy biegają dzieci za Burkiem i jego tylnymi łapami, które ciągną wsadzając mu żaby do pyska, a Burek żab nie lubi, bo są zazwyczaj zgorzkniałe, więc pluje i prycha naokoło posikując pod siebie… Wtedy dzieci kotem Miaukiem wycierają podłogę w starej sieczkarni, w której kiedyś dziad ich – Zenek urżnął sobie jaj… na dzień po spłodzeniu ich ojca. Bo był on już dziesiątym dzieckiem Franciszki i ksiądz zakazał chędożenia przez wzgląd na zdrowotność owej kobiety, bo dobrodziej, jako jedyny we wsi, znali się na medycynie. Dopóki heretycka łopata wiatraka nie przerwała brutalnie jego kariery prywatnej i zawodowej…

Stąd też słychać furkot zapomnianych nieszczęść i zapomnianych mnie…

Rozdzieram ciszę naszej pięknej wioski, żeby kombajn mógł przejechać spokojnie po kładce nie wpadając we wrażliwość pięknych słów, jakie miałam dla… ciebie…

Brak komentarzy: